Thursday 28 August 2008

27.TULCZA JESZCZE RAZ







siedzac na gornym pokladzie statku relacji sulina-tulcza i patrzac na oddalajacy sie port mamy swiadomosc, ze zaledwie liznelismy to miejsce, powachalismy przystawke; nie zaserwowalismy sobie ani dania glownego ani zadnego z deserow. powodem byc moze jest nasze sknerstwo a byc moze zwyczajnie rozsadek. a moze po prostu nie dalismy nabic sie w butelke czy nabrac na patyk. prawda jest taka, ze ciekawosc przycmiona zostala przez ceny. tutejsi zbijacze fortuny pewnie wierza, ze windujac sumy jednoczesnie podsycaja atrakcyjnosc miejsca. ktos moze nigdy nie byl nad jeziorem, w krajobrazowym parku albo widok pelikana zatyka mu rure ale ja za trzy godziny plywania motorowka po kanalach sledzac ptaki nie zaplace 150 euro.na pewno nie po tym, gdy wczoraj widzialem ekipe kajakowa z ich swoboda obywatelska. i ani nie jestem zbyt bogaty ani nie mam brzucha by dac sie tak wozic bylekomu. nno...w toalecie pokladowej postanowilem dac sobie upust i wyciagnawszy mazak rymnolem sobie :

wkurwiaja mnie pasozyty
komary pluskwy niezyty
i zachlanne istoty
co wyludzaja euro banknoty

znajdzie wiersz ten swoje miejsce takze w moim najswiezszym tomiku z serii :
'USTEP pierwszy, KABINA druga' do ktorego nominowalem rowniez jako goscinny marty nie na zarty wystenk :

wezme eurodotacje
na eurowakacje

w tulczy wyladowalismy na cztery lapy i w towarzystwie kilkoro zapoznanych na statku miejscowych. sposrod kilku wariantow proponowanych nam na spedzenie wspolnego wieczoru dajemy sie naklonic ku impresce w garazu. trafiamy tam w asyscie czworki nastolatkow, dwojki rodzicow, ktorych wiek szacuje na 40tke ich 8letniej corki i 10letniego syna. zwykly blaszak jakich wiele w rzedzie przed 10cio pietrowcem miesci stol, radio, kuchenke na 4 palniki, kran, zlew, garnki, pustaki, dresy, widly, powidly i wszystko co powinno normalnie znalezc miejsce w spizarni i pawlaczu. na stole (jak zwykle juz) jako pierwsze trafia swojski winko a w garnku na kuchni dwie monstrualnych rozmiarow glowy rybie z wloszczyzna. atmosfera robi sie wesola, gra muzyka, wina za kolnierz sie nie wylewa. zupelnie nawet zapomnialem gdzie jestesmy a gdy wyszedlem za potrzeba,hehe, osiedle mieszkaniowe z tysiacem okien, rzedami klatek schodowych, smietnikami, trzepakami i innymi garazami, w ktorych bog wie co sie wyczynia.
przy skocznych nutach 'dziampara' - wylacznie tulczanskiego folku jak nam wyjasniono zjedlismy zupe rybna. nie bylismy w stanie odmowic propozycji noclegu i po zakonczeniu biesiady w szesc osob przekroczylismy prog kawalerki jakich jeszcze dotad nie widzialem. w przedpokoju 2m na 2m stoi polkotapczan, stolik z komputerem i lodowka; pokoj 2na3 miesci mebloscianke z telewizorem, kanape i maly stolik; balkon 2na1to kuchnia a potrzeby zalatwia sie na zewnatrz. rodzina doda (maz i ojciec) jest chyba wysoce postawiona - maja wlasna toalete. inni mieszkancy bloku korzystaja z prysznicy i szaletow komunalnych.
dostalismy recznik i wyszlismy z mieszkania. gdy wrocilismy cala czworka lezala juz w pokoju na podlodze chrapiac w najlepsze a rozlozony tapczan szepnal - wskakujcie tutaj.
na sniadanie przy wlaczonym telewizjerze zjadlismy znana nam juz z moldawii mamalyge i reszte zupy rybnej. a przy kafce jak to bywa przy takich okazjach ogladalismy albumy ze zdjeciami. byly fantastyczne. co powiecie na oddzial mikro mikolajow na czele z dziewczyna supermana?!

No comments: