Tuesday 29 December 2009

HOKUS POKUS ciąg dalszy




Tymczasem czerń ustępuje miejsca szarówce, na stonowanym niebie rysują sie palczaste kontury kokosowców. Widze to rzuciwszy okiem w tamtą strone podczas gdy skupienie kieruje juz na następną ture wciągania nosem. Tym razem inhalacja mniej halucynogenna prawdopodobnie dlategi iz z nosa skupienie schodziło na uszy które za smaku zmysłem namową stanęły w stanie czuwania w celu nieprzegapienia dzwonka śniadaniowego.
I tak o 7mej 30ści do miski blaszanej trafia pożywka w formie papki ryżowo-warzywnej, do kubka trafia kakao, kawa lub zielona herbatka a dla ascety wody święconej do skropienia głowy jego też nie zabraknie. Potem głośna z kartki czytana litania i łyżki mogą stać sie wreszcie pożyteczne. Noo niektórzy mają jeszcze dodatkowe swoje rytuały i cośtam szepczą pod nosem gdy inni pięć razy od stóp do głów się żegnają. I teraz dopiero widze jak na talerzu co za towarzystwo mamy w stołu szeregu. Trzech wielebnych z twarzy, pare matek teres, jezusa miłościwego i maryje niepokalaną i kolbe maksymiliana właściwie przegłodzonego, są tez muminki i samarytanie plus nieukierunkowane jeszcze dziatki czy młodziany. I tu ja czyli ali baba, a tam Marta ruda baba jaga.
O 9tej monk z angielskim rodowodem prezentuje nam nietypowe pranie: do bębna wrzuca siłe woli, huć pożądania, moc lenistwa i potęgę gniewu. I ledwie program ruszył wstępny a juz widać ze monk niejednokrotnie bywał oświecony na tutejszych plażach i z niejednej palmy olej był kapał mu na głowę. I choć sprawy oczywiste jakby prawie prawił tak je kręcił, rwał i drapał ze choć każdy kto jakiekolwiek miał zasady wtem pozostał bez podstawy. W łatach dziury płatał, w szatach osnowy rozplatał, to znów szył na wspak i rwał na schwał i maglował i wyżymał i rozciągał i napinał az strzepnął i nic nie zostało z obiektów dysputy gdyz nićmi iluzji było szyte wszystko co ego stworzyło jako wielką kreacje osobistą. A o 10tej minut czydzieści dla zróznicowania obiektu medytacji ogłasza nam trening własnego chodu obserwacji. I nie trudno zaraz wyłowić z tłumu mistrzów tej techniki, te stare wygi co mają swe tajniki. Chód taki chodziarz czaplo adekwatny zastosuje by w pół kroku zawiesić noge i on juz medytuje. Nie wiesz kiedy na pięcie zawróci lub wtem na wspak jak rak ruszy lecz widać ze w medytacji musi on być po same uszy. A kazdy z nich specyficzniejszy, bardziej lub mniej odważniejszy, nowicjusze tropią zaś ruchy co bardziej karykaturalniejszych i najmniej w koordynacji trafniejszych myśląc ze to kwintesencji jest sztuka i warta sztuki tej nauka. Wszyscy jednak w ekstremalnie zwolnionym tempie stąpają i każdy nowy krok skrupulatnie analizują jakby przepaść przed sobą widzieli albo w gniazdo jeżozwierza stopą wtem wdepnęli. Martek w skupieniu 'slou mołszyn parodie monte pajtona akademi dziwnych kroków' wizualizuje a ja gram role zombi który po śniadaniu w cieniu nogi se rozprostowuje gdyz żreć mózgów więcej przed lanczem nie potrzebuje.jou
...cdn...

No comments: