Tuesday 29 July 2008

pierwszydzien (teleportacja)


siły obce blokowały transfer ciał naszych w porcie lotniczym Luton przez dokladnie 8 godzin. kimnelismy wykorzystując sytuację jako że poprzednia noc nie przespana. sama relokalizacja odbyła sie bez antraktu, za to z wybitnym aplauzem - nie wystarczającym jednak na bis. nie żałujemy. osobista analiza naszej w tej sytuacji (na temat nielotow) skończyła na przypuszczeniach a te z kolei wraz z fantazja spowodowały że zapomnielismy dośc szybko o dyskomforcie którego nie było. rzeczy sie przecież zdażają lub zderzaja lub nie nadażają za soba lub za tobą. my znalezliśmy się w samą porę na dworcu lotniczym transylvani żeby móc podziwiac brawurowe urwanie chmury. w chwile potem podziwialiśmy próbe wykołowania nas na kaske przez taksófkarza-cygana ale mógł to być również zwykły rumun. taksówe wzięliśmy na spółke z portugalskiego pochodzeniem (matka) angielsko języcznym bo z hong kongu (ojciec) chinczykiem z londynu, który wtedy w deszczu wykazywał podobne zainteresowania co my. ze względu na 13to godzinne przesunięcie czasu (między londynem a transylwanią) zrobiło się nagle głodno. w tradycyjnym barze degustowaliśmy tutejsze frykasy: ja - falafla, martek - fiszbergera, chińczyk picce z salami. chińczyka degustował komar w aorte szyjną a zegar na wieży ratusza wybijał północ.

No comments: