Wednesday 29 October 2008

30. LWOW






skorzystalismy z rady pewnych chlopakow i udalismy sie do polskiego kosciola gdzie ponoc wikt i opierunek.
- tyle mamy piniendzy ze blisko do nedzy czyli zaledwie na bilet do domu - mowimy siostrze,
lecz ona co laska nie rzecze ino z pamietnika-menju cytuje: czydziesci od osoby, a jesli ze sniadankiem to po czydziesci pienc zlotych.
coz... nie ma zmiluj sie...
zlotych monet po kieszeniach nie chowamy, inaczej pojechalibysmy taksowka na trzy gwiazdki...
szwedamy sie po ciemnej stronie do rana, bez zadnych jakichs jednak ekscesow. o 6 punkt w barze jakich wiele wlasnie otwarto popelniamy zdaje sie fo pa zamawiajac zwyczajnie dwa czaje. reszta klienteli ( kazdy jeden) a bylo ich sporawo, i nie zaden tam jakis element - strzelala sobie setke i tyla...wszol-szczelil-paszol. o ta ko, na rozruch. byli i mundurowi, byly i panie.
kilka godzin pozniej gnieceni i niesieni przez graniczne mrowki liczylismy zyski jakie moglby nam przyniesc szmugiel papierosow z moldawii i nawet chcielismy zawrocic ale nurt w tym miejscu byl zbyt wartki...

Tuesday 7 October 2008

29. PAPA PELIKANY





kiedy tak opstrykiwalismy obejscia kilku romskich chat otoczeni przez horde przekrzykujacych sie dzieciakow zdalismy sobie sprawe, ze wlasnie znalezlismy sie w miejscu idealnym by spelnic nasze postanowienie z dnia w ktorym kupowalismy rowery czyli oddac je komus gdy tylko znajdziemy sie w miejscu idealnym by moc spelnic to postanowienie.
natretne brzdace, gdy tylko spostrzegly, ze zabieramy sie do demontazu plecakow z bagaznikow zmienily oktawe na wyzsza i podwoily prosby o sprezentowanie czegokolwiek, nawet pieniedzy i byleby natychmiast. z izb wychodzic zaczely ich matki zaintrygowane ulicznym rwetesem. gdy pierwszy smialek dosiadlszy pelikana znikl za zakretem prawde mowiac nie wierzylem, ze zobaczymy jeszcze raz jego brudna twarz, po chwili jednak pojawil sie szczerzac zeby i juz robili zamianke z nastepnym w kolejce. z drugim pelikanem sil probowala tega mama z na doczepke wskakujacymi na bagaznik zasmarkancami. ogladalismy raz za razem poscigi to za jednym to za drugim liderem peletonu a potem bylismy swiadkami jeszcze wiekszej euforyji po tym jak mama chcac nam oddac rowery uslyszala, za moga sobie dalej jezdzic bo dostaja je w prezencie. szok byl taki, ze nikt z nich chyba nawet nie zauwazyl naszej na pokaz dematerializacji osobistej.